poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Chapter III- " Welcome to Saint-Tropez"

Następnego ranka snułam się po swoim pokoju niczym zombie. Cholernie bolała mnie głowa, spowodowane było to oczywiście tym, że lekko zabalowałam poprzedniego wieczora. A moja głowa nawet po malutkiej ilości alkoholu, umierała  następnego dnia.
Tak, więc nie dziwiłam się, że teraz jestem nie do życia.
- Kac morderca nie ma serca- powiedziałam sama do siebie, po czym wzięłam łyk zimnej wody w celu popicia proszków przeciwbólowych.  W tym samym momencie po pokoju rozniosły się dźwięki gitary utworu Nirvany - In Bloom, który był moim aktualnym dzwonkiem w telefonie. Z szybkością światała, rzuciłam się w stronę swojego iphona. Spojrzałam na wyświetlacz i aż mnie zamurowało. Dzwonił ojciec...
Niepewnie odebrałam połączenie.
- H-Halo?- powiedziałam nienaturalnie zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry Fleur- usłyszałam w telefonie zimny, niski głos mego ojca- Mam nadzieję, że nie obudziłem cię?
- Cześć. Nie, nie spałam- odparłam beznamiętnym tonem. Dzwiło mnie. Dziwiło mnie, że zadzwonił. Nigdy tego nie robił... No chyba, że chciał zaprosić mnie na święta czy coś. Teraz raczej nie zbliżała się pora świąteczna, więc obawiałam się troche tego co mogę zaraz od niego usłyszeć- Em... wiem, że to trochę niegrzeczne, ale czego chcesz?- zapytałam prosto z mostu.
- A tak. Moja siostra Julie, czyli twoja ciotka w przyszłym miesiącu a dokładniej 17 września bierze ślub, na który również jesteś zaproszona. Juls miała wysłać ci zaproszenie pocztą, ale postanowiłem, że poinformuję cię o tym osobiście. Mam nadzieję, że jak na damę przystało zachowasz się przyzwoicie i pojawisz się na ceremoni. W końcu jesteśmy rodziną. Oczwyście możesz pojawić się z osobą towarzyszącą... Dani przyjedzie po ciebie i wybierzecie się tam razem z nią i z Liam'em. Nie znoszę sprzeciwu masz tam być i koniec- powiedział, ostro akcentując ostatnie słowo.
- Jak bym śmiała inaczej?- zapytałam z sarkazem- Muszę kończyć. Pa- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź zakończyłam połączenie. Poczułam jak do moich oczu napływają łzy. W ogóle się dla niego nie liczyłam. Przyznawał się do mnie tylko by pokazać, rodzinie i znajomym jaki to on jest odpowiedzialny i dobrze ułożony. Dla niego zawsze byłam tym niechcianym bachorem, którego trzeba widywać dwa razy do roku i płacić alimenty. Nigdy nie uważał mnie za córkę, on miał rodzinę. Idealną i kochaną, ja do szczęścia nie byłam mu potrzebna.
I choć wiele razy wmawiałam sobie, że nie obchodzi mnie to, że on mnie nie kocha i, że zawsze będę tylko ciężarem. To jednak bolało.
Bolało mnie, że nigdy nie dowiem się co to prawdziwa rodzina, jak to jest mieć kochającego ojca i matkę, na których mogłabym polegać w każdej chwili. Danielle to miała. Dlatego za nią nieprzepadałam. Zazdrościłam jej. Zazdrościłam jej, że jest kochana i ważna dla swoich bliskich.
Ja prócz matki, i przyjaciół nie miałam nikogo. Moja mama była jedynaczką, a babcia i dziadek zginęli w wypadku, gdy byłam małą dziewczynką. Większą rodzinę miałam od strony ojca... ale nic nas nie łączyło po za więzami krwi. Nawet ich nie znałam, a oni nie znali mnie. Oczywiście wiedzieli, że istnieję, ale na tym się to wszystko kończyło.
Westchnęłam jak to miałam w zwyczaju i starłam łzy z policzków.
- Weź się w garść Fleur- powiedziałam głośno do siebie, po chwili usłyszałam jak ktoś próbuje dostać się do mojego pokoju. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam, przede mną stała Perrie.
- Perrie? Co cię do mnie sprowadza?- zapytałam zdziwiona. 
- Wiem, nie powinnam cię nachodzić, ale chciałam porozmawiać. Nie mam z kim, reszta jak dowiedziała się o wczorajszym incydencie nie chce mnie znać...- powiedziała łamiącym się głosem- Poświęciłabyś mi chwilę?Proszę?- zapytała. Nie wiedziałam co zrobić, zachowanie Per było okropne, ale z niewiadomych powodów było mi jej żal. Przez swoją głupotę straciła przyjaciół, a to chyba najgorsze co mogło jej się przytrafić. Postanowiłam więc, że porozmawiam z nią, i tak nie miałam nic do roboty, gdyż to Cath i Alex napisali mi, że idą na podwójną randkę. Catherine z Niall'em, a Alexander z jakąś Lily. Chcieli bym wybrała się z nimi i wzięła Harry'ego do towarzystwa, ale wolałam nie korzystać z tego zaproszenia, gdyż nie chciałam robić jakiś nadziei Stylesowi.
- Wejdź- powiedziałam do niej, zapraszając ją do środka- Napijesz się czegoś?-zapytałam, gdy siedziałyśmy już w salonie. Ta jednak pokręciła przecząco głową.
- Co ja mam teraz zrobić?- zapytała- Ja nie chciałam krzywdzić Zayn'a...
- To ci się raczej nie udało...- przerwałam jej.
Westchnęła ukrywając twarz w dłoniach. - Fleur ja go nie kocham. Od kilku miesięcy spotykam się z Salvadorem, związek z Zayn'em chciałam zakończyć, ale nie wiedziałam jak. Nie potrafiłam. Może ty... byś jakoś spróbowała porozmawiać z Malikiem? I wytłumaczyłabyś mu zaistniałą sytuację?- zapytała z iskierką nadziei w oczach. Pokręciłam przecząco głową. 
- Nie. Perrie wasz związek to nie moja sprawa. Nie mogę się do tego mieszać rozumiesz? Po za tym on i tak by mnie nie posłuchał.
- Fleur proszę. On z nikim nie chce gadać...- zaczęła.
- I co może ze mną będzie chciał? Znamy się dopiero dwa niecałe dni, nie wysłucha mnie- przerwałam jej lekko poddenerwowana. 
- Spróbuj, bardzo Cię proszę...- spojrzała na mnie robiąc minę kota ze Shreka. Przewróciłam teatralnie oczami. 
- No dobra. Idę, ale niczego nie obiecuję. Zaczekaj tu- nakazałam jej i opuściłam apartament. 
Chwilę później znajdowałam się pod drzwiami pokoju Mulata. Zapukałam lekko. Nic, zero reakcji, nacisnęłam lekko na klamkę. Drzwi były otwarte. Postanowiłam więc wprosić się bez zaproszenia. 
- Zayn jesteś tu?- zapytałam głośno, jednak nikt się nie odezwał. Usiadłam na kanapie czekając, aż przyjdzie. Nie zamknął pokoju na klucz, więc zapewne miał zaraz wrócić.
- Fleur co ty tu robisz?- usłyszałam głos Malika, który wyszedł z łazienki. Miał na sobie tylko ciemne jeansy, które opadały mu na biodra. Na umięśnionym torsie połyskiwały kropelki wody, które skapywały z kruczoczarnych włosów. Najwyraźniej musiał brać prysznic, gdyż jego fryzura była w totalnym nieładzie, co dodawało mu uroku. 
- Ja.. ee.. - zaczęłam się jąkać. Poczułam jak moje policzki przybierają szkarłatną barwę- Chciałam porozmawiać o tym co wczoraj zaszło- zaczęłam niepewnie. Ten uniósł jedną brew ku górze w geście zapytania. 
- Rozmawiałam z Perrie i ona nie chciała cię skrzywdzić. Oczywiście zrobiła to, ale nie chciała. Spotyka się z Salvadorem od kilku miesięcy, chciała z Tobą zerwać, ale nie wiedziała jak. Bała się..- powiedziałam wszystko na jednym wydechu. 
-To jej wcale nie usprawiedliwia, nie chcę jej znać. A i miałbym do ciebie prośbę- powiedział i zniknął za drzwiami sypialni, chwilę potem pojawił się z powrotem taszcząc ze sobą dwie duże czerwone walizki. 
- Jakbyś mogła oddaj jej je. I grzecznie powiedz by zniknęła z tego hotelu, gdyż nie chcę jej widzieć na oczy. Dziękuję bardzo, za twoją wizytę, a teraz jakbyś mogła to sobie idź- dodał lodowatym tonem głosu 'wręczając' mi walizki Per. Wzięłam je bez słowa i opuściłam  jego pokój trzaskając za sobą drzwiami. Byłam wściekła za to jak mnie potraktował. Rozumiem mógł się wkurzyć, ale co ja mu byłam winna? Powiedziałam prawdę i nic więcej, nie prosiłam by do niej wrócił. Chciałam tylko wszystko wyjaśnić tak jak prosiła mnie blondynka. On chyba zrozumiał to w inny sposób i pomyślał, że jestem po jej stronie. Trudno. 

-Proszę twoje walizki. Powiedziałam to co powiedziałaś mi, a on oddał mi twoje rzeczy i wyprosił mnie z pokoju. A i kazał ci przekazać byś jak najszybciej wyniosła się z hotelu, gdyż nie chce cię już więcej widzieć-powiedziałam zdenerwowana. Po policzkach Per spłynęły łzy.
- Myślałam, że będzie chociaż chciał ze mną porozmawiać, ale trudno. Dziękuję. Dziękuję, że to dla mnie zrobiłaś, choć jestem zdzirą- dodała po czym lekko mnie przytuliła. Widząc ją w takim stanie zrobiło mi się jej strasznie żal.
- Nie jesteś zdzirą- zaprzeczyłam- Po prostu popełniłaś błąd, ale każdy je popełnia. Mówi się trudno i żyje się dalej. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy to zgłoś się do mnie i ci pomogę- uśmiechnęłam się do niej szczerze. Nie wiem czemu jej to zaproponowałam. Wśród znajomych uchodziłam za niemającą serca jędze. To były jednak tylko pozory, tak na prawdę byłam bardzo wrażliwa, tylko że nie okazuję swojego współczucia byle komu. 
Edwards odwzajemniła mój uśmiech i znów mnie przytuliła. 
- Jesteś kochana. Mam jeszcze jedną prośbę daj szansę Danielle. Jej zależy na tym byście miały ze sobą dobry kontakt. Ona obwinia się za błędy ojca, a tak nie powinno być. A teraz będę spadać. Nic mnie już nie trzyma. Odezwę się do ciebie niedługo. To na razie- powiedziała po czym zniknęła za drzwiami mojego apartamentu. Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chciałam się jakoś rozerwać, ale nie miałam z kim. Bo Cath i Alex postanowili mnie porzucić i iść na jakąś randkę.Wzięłam więc swojego iphona do ręki i wybrałam numer do Styles'a. 
- Halo?-odebrał po trzecim sygnale.
- Cześć Harry. Miałbyś może ochotę pójść ze mną pozwiedzać Saint- Tropez? Znam kilka fajnych miejsc, w których nie byłam od bardzo dawna. No to jak?- zapytałam przygryzając dolną wargę. Wiedziałam, że mnie nie widzi, to nie było dla flirtu. Po prostu zawsze tak robiłam gdy się denerwowałam bądź nie byłam pewna czy dobrze robię.
- Z tobą to mógłbym pójść na koniec świata, ale jak na razie zadowolę się zwiedzaniem Saint- Tropez-powiedział z entuzjazmem- To o której mam po ciebie wstąpić?
- Przyjdź za godzinę- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Czym prędzej udałam się do łazienki by wziąć prysznic i zmyć z siebie ranny stres jakim obdarzyli mnie Perrie i Zayn. Po odświeżającej kąpieli ubrałam się i pomalowałam. Gdy byłam już gotowa usłyszałam pukanie do drzwi. 
Harry  zjawił się punktualnie.
~***~
- Wow jak tu pięknie-powiedział Harry patrząc na panoramę Saint- Tropez. Byliśmy na wzgórzu z którego było widać część Lazurowego Wybrzeża- Skąd tak dobrze znasz tą miejscowość? No wiesz... nie sądzę by ten 'punkt widokowy' był często odwiedzany...
- Przyjeżdżam tu od dziecka, więc zdążyłam znaleźć ciekawe miejsca- powiedziałam z uśmiechem, po czym usiadłam na trawie patrząc na malowniczy krajobraz francuskiej Prowansji.
- I pewnie co roku mieszkasz w tym samym hotelu?- zapytał z zaciekawieniem, siadając obok mnie.
- Tak. Ten hotel jak i większość kurortów tutaj należy do ojca Cath, a czemu pytasz?
- No bo traktują cię tu jak księżniczkę- stwierdził.
- Dlatego z chęcią tu wracam-odparłam rozbawiona. Nie przypuszczałam, że tak miło spędzę czas z Loczkiem. Źle go na wstępie oceniłam. Myślałam, że jest typowym Casanovą. Podrywa dziewczyny, zalicza i zostawia. A tu proszę można było z nim porozmawiać jak z normalnym kolesiem- Idziemy już? Znam świetną cukiernie. Jest niedaleko. 
- Musimy tu jest świetnie-spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. 
- Świetne to są ciastka w ' Aureolce'-powiedziałam z uśmiechem wyciągając rękę by pomóc mu wstać. Ten zrobił naburmuszoną minę i chwycił moją dłoń. 
- Oby te ciacha były dobre tak jak mówisz, bo jak nie to nocujesz ze mną na tym wzgórzu- zagroził robiąc przy tym śmieszną minę. 

~***~
- No i jak zadowolony z dzisiejszego dnia?- zapytałam, gdy byliśmy już w hotelu. 
- Oczywiście. Musimy to kiedyś powtórzyć, najlepiej jutro- powiedział- Jak będę wracać do Londynu to muszę zrobić zapas Anielskich ciasteczek, są genialne- dodał.
- Mówiłam Ci,że są przepyszne- stanęłam przed drzwiami swojego pokoju- Zaskakująco świetnie się dziś bawiłam- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ja też. Zdziwiło mnie, że chciałaś gdzieś ze mną wyjść. Myślałam, że mnie nie lubisz, ale widocznie na mnie lecisz jak wszystkie- odparł odrzucając swoje loki jak jakaś gwiazda filmowa z last osiemdziesiątych. 
- Nie pochlebiaj sobie Styles, wyszłam z Tobą, bo nie miałam z kim.
- I tak na mnie lecisz...
- Tak, tak wmawiaj sobie wmawiaj- zaśmiałam się wchodząc do środka.
- Fleur, zaczekaj- złapał mnie za ramię odkręcając tak, że stanęłam z nim twarzą w twarz. Chwilę potem poczułam jego rozgrzane usta na swoich. Harry całował delikatnie, ale też i z lekką zachłannością. Loczek widząc, że go od siebie nie odpycham, położył mi jedną rękę na karku, a drugą objął w tali i przyciągnął mnie do siebie. Chcąc dać mu nauczkę na początku oddawałam pocałunki, a następnie ugryzłam go w dolną wargę tak, że syknął z bólu.
- Nie pozwalaj sobie-powiedziałam z chytrym uśmiechem i zostawiłam go oszołomionego pod drzwiami mojego apartamentu. 
- I tak było warto-usłyszałam jeszcze jego głos na korytarzu. 


No w końcu coś napisałam. Przepraszam, za dwutygodniową nieobecność, ale byłam 1,5 tygodnia w Dublinie u wujka. Niby miałam dostęp do neta i czytałam niektóre blogi, ale to bardzo rzadko. No bo w końcu pojechałam tam na wakacje, a nie by siedzieć przed laptopem cały dzień. Od jutra nadrabiam wszystkie blogi :)
Co do rozdziału to jest nudny, ale musicie mi wybaczyć, po prostu nie miałam weny. Czwarty postaram się napisać lepiej, ale nie wiem czy mi to wyjdzie. Możecie się go spodziewać w przyszłym tygodniu, no chyba że dostanę cudownego natchnienia, to może pojawi się wcześniej:)
Dzięki za wszystkie komentarze Uwielbiam Was ♥
PS. Przepraszam za błędy. Niby sprawdzałam kilka razy, ale zawsze coś mogło mi umknąć.
Czytasz skomentuj. Bardzo zależy mi na waszej opinii, chcę wiedzieć czy piszę dobrze czy źle i co ewentualnie mogłabym poprawić :)

poniedziałek, 23 lipca 2012

Chapter II- " Party Hard?"

"– Gdzie ona jest? Nie tam – nie w niebie – i nie w piekle – więc gdzie? Powiedziałaś, że nic cię nie obchodzą moje cierpienia. Więc modlę się o jedno – i będę to powtarzał, póki mi język nie zesztywnieje – Catherine Earnshaw, obyś nie zaznała spoczynku, jak długo ja żyję! Powiedziałaś, że cię zabiłem – więc mnie nawiedzaj! Wszak ofiary prześladują swych zabójców. Wiem, że duchy zstępowały niegdyś na ziemię. Bądź ze mną zawsze – w jakiej chcesz postaci – doprowadź mnie do obłędu! Tylko nie zostawiaj mnie w tej otchłani, gdzie cię nie mogę znaleźć! Och, Boże! Tego się nie da wypowiedzieć! Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!" 
( fragment powieści Emily Jane Brontë - "Wichrowe Wzgórza)

 -Ty chyba sobie żartujesz!! Za godzinę wychodzimy na imprezę, a ty czytasz książkę?! Dziewczyno jesteś w Saint- Tropez na wakacjach, a zajmujesz się jakimś starym romansidłem! Nie rozumiem cię, jesteś pojebana... - wykrzykiwała Cath- Za pół godziny masz być już gotowa do wyjścia i zjawić się u mnie- oznajmiła głosem nie znającym sprzeciwu i opuściła mój apartament. Westchnęłam ciężko, odkładając paradoksalnie jedną z najpiękniejszych historii o miłości. Nazwijcie mnie głupią, ale uwielbiam to 'stare romansidło', pokazuje ono prawdziwe oblicze miłości, uświadamia że choć to uczucie bardzo mocne i niesamowite, to prowadzi tylko i wyłącznie do cierpienia, które nas niszczy. Dlatego ja, zawsze będę singielką i nigdy się nie zakocham. Bo po co cierpieć? Skoro można być szczęśliwym, niezależnym singlem?
Westchnęłam po raz drugi od kilku chwil i podeszłam do wielkiej trzy drzwiowej szafy, w celu znalezienia jakiejś kreacji na dzisiejszy wieczór. Nie miałam ochoty iść na imprezę w dodatku z 'wiecznie uśmiechniętą' Danielle i tymi ciołkami z zespołu. Myślałam, że będę bawić się w najlepsze z Cathy i Alex'em, a nie z młodymi, snobistycznymi 'gwiazdkami' show biznesu. Po prostu nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. - W co by się tu ubrać..?- zastanawiałam się na głos, przeglądając ubrania w szafie. W końcu trafiłam na odpowiedni  zestaw, po czym zabrałam go ze sobą do łazienki. Po odświeżającej kąpieli, założyłam ubrania i zajęłam się 'upiększaniem' swojej twarzy. W moim makijażu postawiłam jak zawsze na naturalność, wytuszowałam lekko rzęsy i zrobiłam cieniutkie kreski eyelinerem nadając mojemu spojrzeniu 'koci charakter'. Nic więcej nie musiałam robić, moja cera nie posiadała żadnych niedoskonałości, więc nie musiałam nakładać tony pudru oraz innych mazideł na policzki i inne części twarzy.
- Jeszcze tylko błyszczyk i Voilà, Fleur wyglądasz znośnie-powiedziałam do swojego odbicia, po czym z lekkim uśmiechem wyszłam z łazienki. Zapakowałam swojego iphon'a do torebki i udałam się do apartamentu Catherine.
- Jestem- oznajmiłam wchodząc bez pukania- Chodź zapnę ci- powiedziałam, gdy zobaczyłam jak moja przyjaciółka siłuje się z zapięciem sukienki. Podeszłam do niej i jednym ruchem pomogłam jej z 'wrednym' zamkiem błyskawicznym.
- Dzięki- odparła z uśmiechem, poprawiając swoje długie blond włosy, które rozpuściła układając w lekkie fale. Po chwili do pokoju wparował roześmiany Alex.
- I jak ladies gotowe na party hard?- zapytał lustrując nas wzrokiem- No muszę powiedzieć, że postarałyście się i wyglądacie zjawiskowo- odparł ze śmiechem- Ale i tak to ja wyglądam najlepiej- dodał trzepotając rzęsami jak mała dziewczynka, za co oberwał poduszką od Cath.
- Au!- jęknął- Chcesz mi popsuć fryz, jak ja wyrwę jakąś panienkę z szopą na głowie...?
- Dobra, skończcie błaznować. Wychodzimy- przerwałam ich wygłupy otwierając drzwi od apartamentu, a oni posłusznie z niego wyszli. Po chwili byliśmy w holu, gdzie czekała na nas Danielle z bandą oszołomów z One Direction i ich panienkami. 
- Chłopaki i dziewczyny to Fleur, moja siostra- powiedziała Dan obejmując mnie przy tym ramieniem- A to Alex i Catherine jej przyjaciele- pomachałam lekko do 'oszołomów', wymuszając się przy tym na uśmiech.
- Miło poznać- odparł chłopak o niesamowicie ciemnych oczach. Był bardzo przystojny, i nie powiem był w moim guście. Miał ciemną karnację oraz kruczoczarne włosy postawione na żel- Jestem Zayn- uścisnął moją drobną, bladą dłoń- A to Perrie moja dziewczyna- dodał z uśmiechem, a ja przeniosłam wzrok na niewysoką blondynkę o lekkich rysach twarzy. Szkoda ma dziewczynę, czyli nie będę mogła zrobić z niego swojej zabawki na okres wakacyjny...
-Cześć- przywitałam się, uśmiechając się przy tym fałszywie. 
- Och Fleur znów los krzyżuje nam drogi- powiedział chłopak, którego poznałam rankiem w recepcji. Ujął mą dłoń składając na niej lekki pocałunek. Na co cały zespół zrobił 'Uuuuu'. Poczułam jak na moje policzki wstępują szkarłatne rumieńce, nie lubiłam takich sytuacji. 
- My się już znamy młoda- odparł Liam przytulając mnie lekko na powitanie. Nie wiem czemu, ale choć nie przepadałam za Dan, to jej chłopaka bardzo lubiłam. Dobrze się z nim dogadywałam, będąc na świętach u swojego ojca i jego rodziny. Nie to, że chciałam mieć go za, że tak powiem partnera. Po prostu zachowywał się w stosunku do mnie jak starszy brat, co wcale mi nie przeszkadzało. 
Po zapoznaniu się z Niall'em, i Eleanor, która okazała się damską wersją swojego chłopaka Louisa, ruszyliśmy w stronę clubu. Postanowiliśmy, że nie będziemy jechać samochodami, bo ciężko było nam znaleźć w naszej grupie kretyna, który zgodzi się nie wziąć do ust alkoholu przez całą noc, by spitą, półprzytomną  resztę rankiem dowieźć do hotelu. Po drodze rozmawialiśmy na różne tematy poznając się nawzajem. To znaczy ja bardziej byłam słuchaczem, całą drogę szłam cicho, odpowiadając jedynie na zadane mi pytania. Na dodatek musiałam znosić nędzne podrywy Styles'a, który nie dawał mi spokoju, choć ignorowałam go na najmożliwsze sposoby.  
Do clubu dostaliśmy się szybko, nie musieliśmy stać w kolejce, gdyż jak większość hoteli w tej miejscowości to i ten lokal należał do ojca Catherine. W pubie było dosyć ciemno, jedynym źródłem światła były kolorowe lampy porozmieszczane na ściankach, które nadawały miejscu tajemniczości i pewnego rodzaju intymności dla par, odważających się na coś więcej niż zwykły niewinny taniec
Pierwsze co zrobiłam to zostawiłam swoich kompanów i podeszłam do baru, po czym zamówiłam sobie drinka o nazwie " Ścięty Bonetti" Wypiłam go w dosyć szybkim tempie co było sporym błędem, gdyż od razu poczułam jak szumi mi w głowie. Zignorowałam jednak to uczucie i z uśmiechem ruszyłam na parkiet, wchodząc w plątaninę ludzkich ciał. Po chwili samotnego tańca, poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie, odwróciłam się by zobaczyć, kto odważył się na ten ruch i stanęłam twarzą w twarz z uśmiechniętym Harry'm. Nie powiem wyglądał uroczo, gdy się uśmiechał, gdyż na jego twarzy pojawiały się słodkie dołeczki. Bez żadnego skrępowania zarzuciłam ręce na jego szyje, a on przyciągnął mnie do siebie bliżej mocniej trzymając mnie w pasie. Ocieraliśmy się o siebie ciałami, a on od czasu do czasu muskał ustami moja szyję. Nie przeszkadzało mi to, byliśmy przecież na imprezie. Nie ja pierwsza i ostatnia tańczyłam w ten sposób z jakimś chłopakiem na dyskotece. To przecież całkowicie normalne.
- Teraz jesteś moja- szepnął mi do ucha, a ja poczułam jak po moim ciele przebiega przyjemny dreszcz.
- Jesteś pewny Styles?- zapytałam unosząc jedną brew ku górze i spojrzałam w jego lśniące, zielone oczy. 
- Oczywiście- odparł z łobuzerskim uśmiechem.
  - To się grubo mylisz..- wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam tańczyć z zupełnie obcym mi chłopakiem, któremu najwyraźniej to nie przeszkadzało, gdyż objął mnie znacznie mocniej. Ja jednak i temu ' Romeo' uciekłam, ponieważ poczułam lekkie pragnienie. Udałam się do baru by wypić kolejnego drinka.
Siedziałam przy barze powoli sącząc swój trunek i flirtując z przystojnym barmanem. Zrobiło mi się duszno, więc postanowiłam wyjść na taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy byłam na zewnątrz uderzyło we mnie świeże, nocne powietrze, którego tak bardzo było mi potrzeba. Opierając się o żelazne barierki, patrzyłam na piękne gwiazdy, świecące na ciemno niebieskim firmamencie. Po chwili poczułam czyjeś dłonie na moich pośladkach. 
- Hej mała zabawmy się...- zamruczał mi ktoś do ucha, a mnie lekko zemdliło od ostrej woni alkoholu. Odwróciłam się i odepchnęłam nieznajomego, nie miałam ochoty na jakieś ekscesy z upitym, obcym mężczyzną.
- Za wysokie progi na twoje nogi- odparłam tylko i skierowałam się do stronę wejścia do sali, jednak  nie było mi to dane, gdyż natręt złapał mnie za rękę przygważdżając swoim cielskiem do ściany budynku.
- Maleńka nie opieraj się, widzę że tego chcesz- powiedział składając pocałunki na mojej szyi, swoje ręce natomiast włożył pod moją koszulę, jeżdżąc nimi po moim ciele. 
- Zostaw mnie!- krzyknęłam przerażona i zaczęłam się wyrywać, lecz nie miałam tyle siły by odepchnąć napastnika. 
- Nie wiesz łajdaku, że nie robi się czegoś wbrew czyjejś woli?!- usłyszałam ciepły męski głos, który na pewno nie należał do napalonego gbura, który się do mnie dobierał. Po chwili mój potencjalny gwałciciel bił się z jakimś chłopakiem, lecz po kilku mocniejszych uderzeniach leżał na podłodze łapiąc się kurczowo na zmianę za brzuch i nos. Spojrzałam cała roztrzęsiona na mojego wybawiciela, którym okazał się Zayn.
- Nic ci nie jest?-zapytał podchodząc do mnie bliżej, dopiero teraz zobaczyłam, że jest ranny. Miał rozciętą wargę, a z nosa lała mu się krew.
- N- Nie- wyjąkałam po czym drżącymi z emocji dłońmi wyciągnęłam z torebki chusteczki higieniczne i jedną z nich przyłożyłam do ust Malika- Jesteś ranny- wyszeptałam starając się nie rozpłakać. To był najgorszy wieczór w moim życiu. 
- Przeżyję...
- Trzeba to opatrzyć..- przerwałam mu- Dziękuję... dziękuję gdyby nie ty..- zagryzłam dolną wargę, czując jak po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. 
- Ciii. Wszystko okey- powiedział chłopak i przytulił mnie do siebie lekko- Chodź poszukamy Perrie, muszę udać się do hotelu. Kiwnęłam głową na znak, że się  znim zgadzam, chwilę potem byliśmy na sali wśród tańczących ludzi. Rozglądałam się dookoła, lecz nigdzie nie widziałam blondynki. Tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. 
-Alex widziałeś gdzieś Perrie?-zapytałam przyjaciela, który tańczył z jakąś drobną szatynką.
- Nie- odparł tylko. 
Westchnęłam ciężko szukając wzrokiem Perrie bądź Zayn'a, Mulata odszukałam jednak szybciej. Stał obok drzwi rozglądając się dookoła, gdy dostrzegł, że mu się przyglądał zawołał mnie ruchem ręki. 
- Co jest? Nie znalazłeś jej?- zapytałam podchodząc do niego.
- Dan mówiła, że chyba poszła do łazienki z Catherine i Eleanor. Nie mam zamiaru na nią czekać, coraz bardziej boli mnie głowa. A Perrie jest tu bezpieczna w końcu są chłopaki z zespołu i nie pozwolą zrobić jej krzywdy- powiedział lekko się uśmiechając.
- Jeśli pozwolisz pójdę z tobą, pomogę opatrzyć ci ranę. Tylko tak mogę się odwdzięczyć za to, że stanąłeś w mojej obronie. Po za tym nie mam ochoty na dalsze balangowanie chcę znaleźć się już w swoim pokoju i pójść spać- odparłam z lekkim grymasem. 
~***~
Droga powrotna minęła nam szybko, choć przeważała w niej krępująca cisza. Nie za bardzo wiedziałam o czym mam z Malikiem rozmawiać, po za tym on też jakoś się do tego nie palił. 
- Który numer pokoju?- zapytałam chłopaka, gdy byliśmy już w hotelu. 
- 304-odparł cicho zatrzymując się przy odpowiednich drzwiach. Weszliśmy do środka, a pierwsze co usłyszeliśmy to czyjeś e... jęki? Wymieniliśmy się spojrzeniami po czym poszliśmy za dziwnymi odgłosami. To co zobaczyliśmy totalnie nas zamurowało. Jakiś obcy chłopak kochał się z Perrie na kanapie. Spojrzałam na Zayn'a, który rzucił się z pięściami na nieznajomego. Edwards zaczęła krzyczeć i okrywać się jakimś kocem, gdyż była naga. Następnie z piskiem uciekła do łazienki zamykając się w niej. 
- Grunt to odwaga- powiedziałam sama do siebie, po czym zaczęłam odciągać Mulata od kochanka Perrie. Efektem było to, że oberwałam w twarz od gołego faceta. Syknęłam z bólu łapiąc się za policzek, który parzył żywym ogniem. 
- Wynoś się stąd- krzyczał wściekły Zayn, po czym wyrzucił go na zewnątrz- Przepraszam, przepraszam za to wszystko - powiedział ciężko oddychając i podszedł do mnie. W jego oczach lśniły łzy, było mi go strasznie szkoda. Widział jak jego dziewczyna go zdradza, na dodatek miał na sumieniu to, że i ja byłam tego wszystkiego świadkiem. 
- Dobra, daj spokój- powiedziałam- Per uciekła do łazienki- dodałam, po czym przytuliłam go lekko i opuściłam jego pokój. Nie miałam zamiaru tam dalej tkwić, po pierwsze to nie był mój interes, po drugie policzek palił mnie niemiłosiernie, po trzecie za dużo emocji jak na jeden wieczór. 
Będąc w swoim apartamencie wzięłam prysznic i przebrałam się w ciuchy do spania. Wzięłam lód z lodówki, okładając nim sobie obtłuczone miejsce i położyłam się na swoim łóżku. 
- Co ta miłość robi z człowiekiem- powiedziałam sama do siebie wspominając akcję z Zaynem i Perrie. 



Rozdział drugi trochę dłuższy niż poprzedni, mam nadzieję, że to wam nie przeszkadza. 
Stwierdziłam, iż nie umiem niczego dobrze opisać. Pomysł może i dobry miałam na ten rozdział, ale nieumiejętnie to wszystko opisałam, tak że wieje nudą ;/ No, ale trudno, jest jak jest. 
Dziękuję za 19 komentarzy i 14 obserwatorów. Niesamowicie cieszy mnie fakt, że ktoś jednak czyta te nędzne wypociny xD

Dziś 23 lipca święto naszych kochanych chłopaków!♥
Więc STO LAT STO LAT :)


środa, 18 lipca 2012

Chapter I- "Summer "

- Dlaczego nie dasz mi dojść do słowa? To nie jest tak jak myślisz, ja do niej nic nie czuję. Ona dla mnie nic nie znaczy. Rozumiesz?! Kocham tylko i wyłącznie Ciebie!- krzyknął, po czym złapał mnie swoimi silnymi dłońmi za ramiona i popatrzył w moje zielone, zapłakane oczy. Czułam się jakby ktoś wyciął mi serce z piersi i pociął na małe kawałki. Kochałam go, a on zdradził mnie z jakąś pustą blondyną. Zniszczył moje uczucia... Zniszczył cały mój świat- Fleur, proszę...
- Nie- wyszeptałam, po czym ostatni raz musnęłam wargami jego policzek i odeszłam.

- Fleur śpiochu wstawaj!- usłyszałam wesoły głos Cath, a chwilę potem moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz, gdyż to moja ukochana przyjaciółka oblała mnie miską zimnej wody.
- Aaaaa oszalałaś?!- krzyknęłam oburzona, błyskawicznie wstając z łóżka- Właśnie wyrwałaś mnie z genialnego snu, który był lepszy niż jakaś komedia romantyczna- powiedziałam z wyrzutem. Catherine tylko wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek. 
- Upss. Dobra ja i Alex idziemy do restauracji, tej na tarasie, by zjeść śniadanie. A ty jak doprowadzisz się do ładu, masz przyjść do nas... A i jeszcze jedno, jak bedziesz wychodzić weź wezwij pokojówkę, niech ci materac wysuszy, na mokrym chyba spać nie będziesz- dodała z satysfakcją i opuściła mój hotelowy pokój. Spojrzałam z grymasem na mokrą pościel, lecz po chwili na mojej twarzy zagościł uśmiech. Pomimo tak brutalnej pobudki, byłam w dobrym humorze. W końcu zaczęły mi się wakacje, i razem z przyjaciółmi byłam w najpiękniejszym miejscu na ziemi. W malowniczym Saint-Tropez. Kochałam tą miejscowość, odkąd pamiętam, zawsze przyjeżdżałam tu z mamą, moją przyjaciółką Cath i jej ojcem, który był właścicielem kurortów w owej miejscowości. Dlatego też, ja i Cathy przez obsługę hotelową byłyśmy traktowane niczym księżniczki. Co raczej nam odpowiadało i sprawiało, że z chęcią każdego roku tu wracałyśmy...
~***~
Gdy wzięłam poranny prysznic i się przebrałam, zeszłam na dół do recepcji by powiadomić pokojówkę, o 'wypadku' w pokoju. Stanęłam obok jakiegoś bruneta z burzą loków na głowie i oczekiwałam, aż Bernard- hotelowy recepcjonista wróci z zaplecza. 
- Jesteś tu na wakacjach? - zapytał nieznajomy posyłając mi uroczy uśmiech. Spojrzałam na niego z lekką pogardą. Wydawało mi się, że skądś go znałam, ale nie chciałam się w to bardziej zagłębiać, gdyż w moich oczach ten typ był skończony. Emanowała od niego za bardzo pewność siebie, widać było po nim, że jest typem flirciarza, a ja takich chłopaków wręcz nie 'trawiłam'
- Jak widać- odparłam chłodno, odwracając wzrok i patrząc przed siebie w jeden punkt. 
- Jestem Harry, a ty?-pomimo iż go jawnie ignorowałam ten nie dawał za wygraną, co irytowało mnie jeszcze bardziej. Już miałam go w piękny sposób uświadomić, że nie jestem zainteresowana jego osobą, ale przed nami pojawił się uśmiechnięty Bernard, więc mój genialny plan spalił na panewce.
- O panienka Fleur, zapewne szuka pani Catherine i Alexandra. Są w restaura...- zaczął.
- Tak wiem są w restauracji, przyszłam w innej sprawie. Chciałabym by do mojego apartamentu poszła pokojówka i wymieniła mi pościel, gdyż Cathy wylała na nią wodę i nie chcę potem spać na mokrym łóżku- przerwałam mu z uśmiechem. 
- Oj ta Catherine co ona nie wymyśli- zaśmiał się- Zaraz wracam idę po Matyldę niech opanuje sytuację- dodał po czym z uśmiechem na ustach odszedł. 
- Zaraz, zaraz a co z moim kluczem?- krzyknął za nim Harry.
- Niech się pan tak nie, niecierpliwi, kobiety mają pierwszeństwo- odpowiedział Bernard i zniknął za drzwiami windy. Zaśmiałam się pod nosem. Uwielbiałam Bernarda, zawsze sprawy moje, Cathy i Alex'a stawiał na pierwszym miejscu nie przejmując się innymi gośćmi. 
- A ty co jakaś księżniczka, że tak każdy ci usługuje?- zapytał lekko poddenerwowany chłopak.
- Może- odparłam z wrednym uśmieszkiem i poszłam do swoich przyjaciół.
~***~
- No wreszcie przyszła śpiąca królewna- przywitał mnie roześmiany Alexander- Już myśleliśmy, że cię UFO porwało, bo czekamy i czekamy a ciebie nie ma- dodał ze śmiechem. 
- Byłabym szybciej, ale ktoś tu wylał na moje łóżko wodę i musiałam iść po pokojówkę-odparłam znacząco patrząc na Cathy, która tylko wzruszyła ramionami i zrobiła niewinną minkę. Usiadłam obok nich przy stole, nakładając sobie na talerz sałatkę, którą zamówił dla mnie Alex. Po chwili na taras weszła Danielle z ekipą One Direction i dwoma innymi dziewczynami zajmując miejsce przy stole naprzeciwko nas. Jęknęłam cicho wykrzywiając twarz w grymasie. 
- Po co ona tu?- zapytałam się wznosząc oczy ku niebu. 
- Daj spokój, przecież ona jest miła, nie rozumiem dlaczego jej tak nie cierpisz. W końcu jesteście siostrami..-powiedziała Catherine.
- To nie jest moja siostra, mamy tylko wspólnego ojca. Nic po za tym-odparłam wściekła. W tym samym momencie do naszego stolika podeszła uśmiechnięta Danielle. 
- Fleur dawno się nie widziałyśmy!- powiedziała tym swoim słodkim głosikiem i przytuliła mnie na powitanie- Jesteście tu na wakacjach?
- Tak- odparłam wymuszając się na uśmiech.
- My też. Dziś jest impreza rozpoczynająca sezon letni i zapewne też na nią idziecie. Więc może wybierzemy się razem? Poznam was z chłopakami?- zaproponowała. 
- N..auł- jęknęłam, gdyż to kochana Cathy specjalnie nadepnęła na moją stopę- Tak z wielką chęcią- powiedziałam, w środku gotując się ze złości.
- Super! To do zobaczenia w recepcji o 21- powiedziała po czym odeszła do swojego stolika. 
Gdybym mogła zabijać spojrzeniem jak Bazyliszek z Harry'ego Pottera, Catherine na 100% byłaby już trupem. 
- Oszalałaś! Znowu! Nie chcę z nią nigdzie iść- powiedziałam szeptem do mojej przyjaciółki.
- Oj no daj spokój. To jedyna szansa bym poznała Niall'a! Po za tym raz się możesz dla mnie poświęcić..
Zajebisty początek wakacji, nie ma co- pomyślałam zrezygnowana.